„Jeśli robić muzykę o Polsce i dla Polaków, to na wesoło”. Mery Spolsky o nowym albumie „Kocham Polskę” [WYWIAD]
Lubi sięgać po tematy, które są głośne i wywołują emocje. Jej poprzednia płyta, „Erotik era”, była bardzo zmysłowa. Zaś motywem przewodnim najnowszego albumu, „Kocham Polskę”, jest patriotyzm. - Z roku na rok jesteśmy coraz bardziej podzieleni i zamknięci. Jestem tym zmęczona. Dlatego myślę, że jeśli robić muzykę i płytę o Polsce i dla Polaków, to na wesoło, z uśmiechem - powiedziała PAP Life Mery Spolsky.
PAP Life: 11 listopada miała premierę twoja płyta „Kocham Polskę”, którą promujesz jako album z piosenkami patriotycznymi. A kilka dni później wystąpiłaś w finale programu „Top Model”. Gdy śpiewałaś tam piosenkę „Marysia Kowalska”, obok ciebie modelki i modele prezentowali bieliznę. Jak te wszystkie koronki, gorsety i pidżamy mają się do patriotycznych motywów?
Mery Spolsky: Wydaje mi się, że - wbrew pozorom - to wszystko razem pasuje do siebie. Moim zdaniem, „Top Model” jest jedynym programem w Polsce dającym szansę młodym ludziom, którzy chcą coś osiągnąć modelingu albo chociaż sprawdzić, na czym polega ta praca. Wspiera też młodych polskich projektantów, którzy mogą się tam zaprezentować i ciekawych fotografów, którzy robią tam sesje. To jak najbardziej wpasowuje się w mój klimat lokalnego patriotyzmu. Oczywiście mój występ w finale „Top Model” to dosyć komercyjna sytuacja, ale widzę w tym całym tyglu Marysię Kowalską jako zwykłą, szarą laskę, która ma swoje marzenia, chce choć raz wyjść na wybieg, poczuć się kobieco.
PAP Life: Miałam wrażenie, że ty dobrze się czułaś na wybiegu.
M.S.: Byłam wręcz zachwycona. Nigdy nie miałam okazji być modelką, więc dla mnie to też była szansa, żeby stanąć obok modelek, założyć obcas, poczuć się seksi. Moja mama była projektantką mody. Kiedy byłam mała, wielokrotnie chodziłam na jej pokazy, sesje zdjęciowe. Bardzo mnie to wszystko fascynowało. Moda jest ważną częścią mojego wizerunku muzycznego, każdy projekt wiąże się z metamorfozą. A mój występ w „Top Model” to też takie mrugnięcie okiem do poprzedniego projektu - „Erotik Era”.
PAP Life: „Erotik Era” krążył wokół tematów związanych z seksualnością, zmysłowością. W „Kocham Polskę” motywem przewodnim jest patriotyzm. Nie boisz się, że padnie zarzut, że skaczesz z kwiatka na kwiatek i szukasz tematów, żeby zwrócić na siebie uwagę?
M.S.: Bardzo możliwe, że ktoś z zewnątrz może tak to ocenić. „Erotik Era” wywołał duże poruszenie. Jedni byli na „tak”, że właśnie fajnie, bo w muzyce komercyjnej jest miejsce, żeby o tym pośpiewać. Inni byli bardzo na „nie”, bo kobiecie na scenie nie wypada mówić o swoim ciele i o kompleksach z nim związanych albo o rzeczach, które się w tym ciele lubi. Czuję, że ciągnie mnie tam, gdzie się dużo dzieje i lubię zamieszanie. Chyba po prostu mam taki charakter.
PAP Life: Temat patriotyzmu wywołuje wiele emocji, ale raczej w przestrzeni publicznej. Artyści wolą pisać teksty o miłości, rozstaniach, samotności.
M.S.: Faktycznie, trudno jest pisać o swoich kraju, żeby to nie brzmiało patetycznie, nie miało w sobie pseudointelektualnego zadęcia. Bardzo starałam się tego unikać. Raczej inspirowały mnie piosenki Grzegorza Ciechowskiego, Marii Peszek czy T.Love, które mają w sobie dużą dawkę ironii. Pamiętam, jak moja mama puszczała płyty Republiki i tam było też „Nie pytaj o Polskę” Ciechowskiego. Oczywiście wtedy byłam za mała, żeby to zrozumieć, ale ten tekst wracał do mnie później. Jest o bardzo osobistej relacji z krajem, opisanej trochę w erotyczny sposób: „To nie kochanka, ale sypiam z nią. Choć śmieją ze mnie się i drwią”. Kiedy zaczęłam pracować nad swoją płytą, pomyślałam, że fajnie byłoby pisać w podobnym duchu. Mój album też jest o relacjach damsko-męskich, o miłości - także do siebie czy do życia - ale z takim patriotycznym sznytem. Ciągnęło mnie, żeby rozwinąć symbolikę naszego Orła Białego, pobawić się flagą, pojeździć po Polsce, zrobić sesje zdjęciowe w różnych zaskakujących miejscach, które będą korespondowały z tą muzyką. Michał „Fox” Król, jako producent, włożył w ten projekt całe swoje serce. Tam wszystko jest „Made in Poland” i warto to podkreślać.
PAP Life: „Kocham Polskę” to twój czwarty album. Chociaż pseudonim - Mery Spolsky – sugeruje, że wątki patriotyczne od dawna są ci bliskie. Jak zostałaś Mery Spolsky?
M.S.: Mery jestem od dziecka. Tak mówiła do mnie mama. Wszyscy w rodzinie to przejęli. Potem zwracały się tak do mnie koleżanki w szkole, itd. Kiedy byłam trochę starsza i już na sto procent zakochałam się w robieniu muzyki, to poczułam, że najbardziej z tego wszystkiego lubię pisać teksty. Kiedyś siedziałyśmy razem z mamą, zastanawiałyśmy się, gdzie mogłabym występować, jak zgłaszać się na różne konkursy i wydawało mi się, że Maria Żak - tak się nazywam - brzmi nudno. Zrobiłyśmy burzę mózgów, która doprowadziła nas do Mery Spolsky, pisanej czcionką mojej mamy. Jest to też pamiątka, że razem to wymyślałyśmy.
PAP Life: Często w naszej rozmowie wspominasz swoją mamę.
M.S.: Mama nie żyje już od dłuższego czasu, ale bardzo dużo jej zawdzięczam. Zawsze mi powtarzała, żeby się nie bać, wychodzić na scenę z podniesioną głową. Myślę, że dzięki niej jestem odważna, lubię eksperymentować. Odeszła 11 listopada 11 lat temu i to też jest dla mnie niezwykle symboliczne. Rocznica jej wyzwolenia od choroby - bo mama długo walczyła, Święto Niepodległości i dzień wydania albumu „Kocham Polskę”. Mam poczucie, że mama była przy powstawaniu tej płyty obecna duchem.
PAP Life: Płyta ma odważną okładką. Na zdjęciu jesteś ubrana w biało-czerwoną suknię, za tobą stoi pomalowany na biało-czerwono samochód z flagami w oknach, w tle dość dziwaczna budowla z wieżyczkami. Skąd wziął się ten pomysł?
M.S.: To jest historia, która pokazuje mi, że czasem fajnie jest robić rzeczy szalone, które na początku – jak się wydaje - nie mają sensu. Pracując nad płytą, podróżowaliśmy po Polsce razem z Mateuszem Golisem, fotografem i reżyserem klipów, i natknęliśmy się na zdjęcie samochodu wymalowanego na biało-czerwono, z orłem na masce i mocno patriotycznym wystrojem w środku. Znaleźliśmy informację, że ten samochód wygrał w konkursie na biało-czerwone symbole. Jego właścicielem jest pan Sławomir Maślanka, sołtys z Borowej, miejscowości pod Wrocławiem. Znalazłam go przez internet, pojechaliśmy do Borowej. Bardzo serdecznie nas przyjął i pozwolił zrobić zdjęcia z autem na tle swojego domu. Dla mnie to też symbol tego, że Polacy są kreatywni i robią różne szalone rzeczy. Myślę, że sam fakt, że taki konkurs powstał, jest wisienką na torcie naszej polskości.
PAP Life: Masz 32 lata. Ludzie z twojego pokolenia dużo podróżują. Niektórzy przeprowadzali się do innych krajów, wyjeżdżali do pracy albo na Erasmusa. Mieszkałaś kiedyś dłużej zagranicą?
M.S.: Nie i moim zdaniem to też jest ciekawe, dlaczego się na to nie zdecydowałam. Kilka razy miałam pomysły, żeby się przeprowadzić i potraktować to jako coś w rodzaju eksperymentu życiowego. Tym bardziej, że chodziłam do szkoły niemieckiej w Warszawie, gdzie przeważał język niemiecki, więc takie możliwości były. Potem studiowałam na UW. Wszystkie moje koleżanki skorzystały z Erasmusa, ja nigdy tego nie zrobiłam. Może jednak tutaj jest za dużo rzeczy, które mnie interesują? Może, jak śpiewam: „Coś mnie tutaj trzyma, może to sentyment może strach”. Kiedyś chciałabym pomieszkać przez jakiś czas zagranicą. Zrobić to dla własnego doświadczenia, nowej obserwacji. Ale też w sumie fakt, że do tej pory nie skusiłam się na to, skłonił mnie do zadawania sobie różnych pytań. Dlaczego tak bardzo lubię to miejsce, ten kraj? Dlaczego lubię mówić, że jestem z Polski? Śpiewam tylko po polsku, bo uważam, że moje teksty tylko wtedy mogą być zrozumiane. Wiadomo, że polski to nie angielski czy hiszpański. Ale lubię tutaj tworzyć, tutaj mam swoją publiczność.
PAP Life: Za co Mery Spolsky kocha Polskę?
M.S.: Za mnóstwo rzeczy. Za to, że mamy cudowną, nietypową kuchnię, której się nigdzie nie da odtworzyć, za muzykę. Wychowywałam się w duchu polskiej muzyki: Lady Pank, Czerwone Gitary, Maanam, Republika. Pamiętam ją ze swojego dzieciństwa, szkolnych dyskotek czy balang moich rodziców. Kocham Polskę za nasze poczucie humoru. Lubię nawet to, że czasem jesteśmy wredni dla siebie i tacy bezlitośni, martyrologiczni. Ale to też ma jakiś swój urok. Za tradycję. Za piękne miejsca, których się często nie docenia. U nas nie ma nudy, czy nad morzem, czy w górach, czy ma Mazurach. Wszędzie jest coś ciekawego. Pracując nad tą płytą, odkryłam mnóstwo perełek. W sumie powstał z tego bardzo fajny album zdjęciowy, który wyjdzie dopiero przy winylu. Będzie to coś w rodzaju architektonicznej podróży po Polsce. Pokazujemy różne dziwactwa, o których wiele osób nie słyszało.
PAP Life: Jak tam trafiłaś?
M.S.: Nasza relacja z Mateuszem tak się rozwijała, że lubiliśmy się wymieniać różnymi spostrzeżeniami, miejscami, ciekawostkami, które są w Polsce, ale o których mało kto wie. Na przykład mieliśmy okazję zwiedzić hotel w kształcie piramidy Cheopsa w Tychach, z całym wystrojem egipskim. Albo Osiedle Przyjaźni Radziecko-Polskiej w we Wrocławiu, czy hotel Nevada dla tirowców pod Zieloną Górą lub podobno największy na świecie kaloryfer w Stąporkowie (rzeźba upamiętnia to, że produkowano tam żeliwne kaloryfery – red.). Staraliśmy się unikać takich oczywistych symboli, które kojarzą się z Polską, jak Jasna Góra czy Jezus w Świebodzinie, choć Pałac Kultury będzie. Mam z nim osobiste wspomnienia, bo chodziłam tam na zajęcia. Jestem patriotką indywidualną, lokalną.
PAP Life: Jaka jest według ciebie definicja patriotyzmu dzisiaj?
M.S.: Zastanawiam się nad tym cały czas. Ale wydaje mi się, że patriotyzm to jest miłość i tęsknota do miast, w których się wydarzały różne ważne rzeczy dla mnie. To jest też płacenie tutaj podatków i udzielanie się na różny sposób. Na przykład biorąc udział w różnych charytatywnych koncertach albo akcjach, jak WOŚP. To wspieranie inicjatyw lokalnych. Słowo patriotyzm bywa kojarzone z patosem, wzniosłymi deklaracjami, poświęceniem. A wydaje mi się, że powinien być po prostu radością z miejsca, które nas wychowało. Dzisiaj młodzi ludzie są coraz bardziej zaangażowani, chociaż czasami przechodzi to w skrajności. Z roku na rok jesteśmy coraz bardziej podzieleni i coraz bardziej zamknięci. Jestem tym zmęczona. Dlatego myślę, że jeśli robić muzykę i płytę o Polsce i dla Polaków, to na wesoło, z uśmiechem. Na chwilę odetchnąć od tego politycznego stresu, który nas wszystkich zewsząd atakuje.
PAP Life: Podobno masz w planach nagranie piosenki futbolowej?
M.S.: Uwielbiam energię kibicowania. Dopiero niedawno miałam okazję ją przeżyć ma meczu piłki nożnej damskiej i ten zbiorowy power jest naprawdę cudowny. Gorzej, jak to się czasem wymknie spod kontroli. Ale na to już nie mamy wpływu, więc nie mówię tutaj o sytuacjach typowo kibolskich. Myślę o takim duchu kibicowania, który jest radosny, przyjazny. Bardzo chciałabym poczuć coś takiego na swoich koncertach. Przychodzą ludzie, którzy nam kibicują, my kibicujemy im i po prostu wszyscy razem gramy do jednej bramki. Zdaję sobie sprawę, że to dość idylliczna wizja.
PAP Life: Właśnie zaczęłaś trasę po Polsce. Zachęcasz, żeby przyjść na koncerty ubranym w barwy narodowe.
M.S.: Bardzo chciałabym namówić do tej zabawy. Wydaje mi się, że każdy znajdzie w szafie coś biało-czerwonego. Niekoniecznie musi to być sportowa koszulka z orłem. Niech ten patriotyzm zostanie zinterpretowany luźno, na przykład biały T-shirt.
PAP Life: Ale ty sobie wytatuowałaś orła na ramieniu.
M.S.: Tak, mam swojego pięknego orła, który, zgodnie z piosenką „Kocham Polskę”, miał wylądować na ramieniu i wylądował. Bardzo podoba mi się ta pamiątka.
PAP Life: Podobno też masz plany, żeby wystartować w Eurowizji. Poważnie o tym myślisz? To przecież impreza bardzo komercyjna.
M.S.: Myślę, że Eurowizja to fajny przystanek na mojej drodze artystycznej, która przy każdym projekcie zahacza o jakieś eksperymenty. W sumie, jak nie spróbuję, to nie będę wiedzieć czy żałować, czy nie. Czuję, że to po prostu jest must-have, żeby się zgłosić do preselekcji, jako część promocji tego albumu. Szczerze mówiąc, w żadnym innym konkursie nie widzę dla siebie miejsca, a tutaj traktuję to jako przygodę. Zobaczymy, co się wydarzy. (PAP Life)
Rozmawiała Iza Komendołowicz
ikl/ag/ep/
Mery Spolsky (właśc. Maria Żak) – wokalistka, autorka tekstów, kompozytorka. Zadebiutowała jako piosenkarka w zespole psychodelicznym Makijaż, z którym zaczęła występować na większych scenach. Od 2014 działa pod pseudonimem Mery Spolsky. Ma w dorobku cztery płyty, najnowsza - „Kocham Polskę” - ukazała się 11 listopada. Jest autorką powieści „Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj”, obecnie pracuje nad kolejną. Prywatnie związana jest z Mateuszem Golisem, fotografem i reżyserem klipów. Ma 32 lata.