Piotr Kupicha, lider zespołu Feel: naszym sukcesem jest to, że wciąż gramy w tym samym składzie [WYWIAD]
W pewnym momencie ta feelomania opadła, bo musiała opaść. Ale Feel przetrwał i dalej gra. Kiedy wykonujemy „W blasku słońca”, nasz najnowszy przebój, ludzie śpiewają cały tekst od deski do deski – mówi PAP Life Piotr Kupicha, lider i wokalista grupy Feel. Zespołu, który w tym roku obchodzi jubileusz 20-lecia.
PAP Life: Niedawno, na scenie Opery Leśnej w Sopocie, Feel świętował swoje 20-lecie. A teraz znów jesteście w trasie?
Piotr Kupicha: Tak, zaczął się sezon koncertowy, ale Feel gra właściwie cały rok. Pilnuję, żeby nie grać więcej niż trzy koncerty w tygodniu.
PAP Life: Kiedyś było ich znacznie więcej. Podobno w czasie szczytu feelomanii potrafiliście grać cztery koncerty dziennie. Zastanawiałam się, jak dawałeś radę fizycznie.
P.K.: Nie dawałem. Podpieraliśmy się playbackami, półplaybackami, z czego na pewno nie jestem dumny.
PAP Life: Dlaczego tak dużo graliście? Dla pieniędzy?
P.K.: Nie, chyba w ogóle nie zastanawialiśmy się nad tym. Ówcześni menadżerzy kontraktowali nas, a my jako bardzo młodzi ludzie korzystaliśmy z tego, że jesteśmy popularni, pożądani. To był zwariowany okres. Myśleliśmy, że to jest jakaś forma zabawy, rozrywka. Ale takie życie na walizkach staje się też trochę uzależniające. W pewnym momencie ta feelomania opadła, bo musiała opaść. Ale Feel przetrwał i dalej gra. Kiedy wykonujemy „W blasku słońca”, nasz najnowszy przebój, ludzie śpiewają cały tekst od deski do deski. Tak było ostatnio w Sopocie i to był chyba dla mnie najbardziej wzruszający moment. A kolejny sukces Feela jest taki, że od początku do dziś gramy w tym samym składzie
PAP Life: Zanim powstał Feel, przez kilka lat występowałeś w zespole Sami. Oglądałam na YouTubie teledysk piosenki „Lato 2000”, która była przebojem. Dlaczego odszedłeś z Samych?
P.K.: „Lato 2000” to moja pierwsza piosenka, która zachwyciła publiczność. „Słońce świeci nad nami, ogrzewa nasze nagie ciała promieniami” - śpiewaliśmy. Miałem 21 lat i byłem wtedy Piotrusiem z długimi włosami. Bardzo dużo komponowałem, praktycznie pisałem wszystkie piosenki dla Samych, ale nie byłem liderem zespołu. W pewnym momencie atmosfera w grupie zaczęła się zagęszczać, przestaliśmy się ze sobą dogadywać i przyszedł dzień, gdy ekipa po prostu mnie wyrzuciła.
PAP Life: Chciałeś wtedy odpuścić sobie granie?
P.K.: Absolutnie nie, wręcz przeciwnie. Dostałem po uszach, ale nie zamierzałem się poddawać. Byłem bardzo zdeterminowany i zmotywowany, energia mnie rozpierała. Generalnie zawsze byłem bardzo konsekwentny i zdyscyplinowany. Skończyłem Politechnikę Śląską, która była bardzo wymagającą uczelnią. A wcześniej Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe. Technikum, do którego zawsze trzeba było przychodzić w białej koszuli, krawacie, marynarce, mieć odpowiedni but. Jak przyszedłeś do szkoły w dżinsach, to dyrektor, który miał taki kij do pokazywania na tablicy – można go spokojnie porównać do kija do bilarda, potrafił tak nim przywalić, że od razu leciałeś do domu się przebrać.
PAP Life: W którym momencie pojawiła się muzyka?
P.K.: Właśnie w technikum, chyba w trzeciej czy czwartej klasie. Występowałem w różnych kapelach. Często brałem udział w projektach, które grały covery Dżemu, bo na Śląsku, gdzie się wychowałem, był ogromny kult tego zespołu. Kiedy zostałem wyrzucony z Samych, szukałem dla siebie jakiegoś miejsca. Najpierw wymyśliłem taki projekt, że będę grał z kwartetem smyczkowym po różnych imprezach. Okazało się, że oni nie za bardzo mogą tyle jeździć, ile ja chciałem, więc grałem akustycznie na przykład z wiolonczelą. Muzyka sprawiała mi ogromną frajdę. Zdarzało się, że byłem zakontraktowany na imprezę na półtorej godziny, a grałem pięć, sześć. Tych imprez było bardzo dużo, bo pracowałem wtedy w firmie doradczo-szkoleniowej w Gliwicach, a poza tym robiłem tam szkolenia outdoorowe. Miałem różne patenty, na przykład taternika, więc mogłem bezpiecznie wziąć piętnastoosobową grupę i zjeżdżać z nimi na linie. W tej firmie poznałem wspaniałych, mądrych ludzi, niektórzy z nich osiągnęli potem gigantyczne sukcesy. Jeździłem z nimi na szkolenia i słyszałem te wszystkie wykłady, jak motywować siebie i innych do tego, żeby sukces nie trwał pięć minut. To naprawdę mi się później przydało.
PAP Life: Jak narodził się Feel?
P.K.: Kiedyś w sklepie muzycznym w Będzinie spotkałem Łukasza Kożucha, który tam pracował. Zaczęliśmy rozmawiać. Powiedział, że gra na akordeonie i na klawiszach. Zaczęliśmy się spotykać na poddaszu i grać. Wtedy powstały piosenki: „Jest już ciemno”, „Pokaż, na co się stać”, „Jak anioła głos”.
PAP Life: Dwa lata później, w 2007 Feel wygrał Festiwal w Sopocie i poznała was cała Polska.
P.K.: To było jak grom z jasnego nieba. Dosłownie z dnia na dzień staliśmy się sławni. Kiedy gdzieś pojawialiśmy się, żeby podpisać płytę, ustawiały się ogromne kolejki. Dzisiaj, kiedy myślę o tamtym czasie, to właściwie niewiele pamiętam. Wszystko kręciło się wokół grania. Wracałem z trasy i wsiadałem na motocykl, potrafiłem w jeden dzień pojechać do Austrii i z powrotem. To był mój sposób na reset głowy.
PAP Life: Miałeś już wtedy rodzinę, żonę, syna, potem drugiego.
P.K.: Właściwie w ogóle nie było mnie w domu. To była ogromna nieobecność.
PAP Life: Twoje pierwsze małżeństwo się rozpadło. Wyrzucasz to sobie?
P.K.: To był koszt tego, co się wtedy działo. Ale rozpamiętywanie przeszłości, moim zdaniem, mija się z celem. Dużo ważniejsze jest, żeby wyciągnąć z tego wnioski. Myślę, że ja je wyciągnąłem. Feelomania zwolniła, ja dojrzałem. Dziś mam 46 lat i jestem kimś innym niż wtedy, gdy miałem 28. W pewnym momencie człowiek czuje, że już nie może funkcjonować na takich obrotach jak dawniej, metabolizm zwalnia i wtedy masz wybór: albo się zatrzymujesz i żyjesz normalnie, albo dalej tak płyniesz.
PAP Life: Historia Feela zaczęła się od dużych sukcesów, ale nie da się cały czas być na szczycie. W pewnym momencie wchodzą na niego inni.
P.K.: To też jest naturalny proces, ale kiedy jesteś w takim piku kariery, to mało do ciebie dociera. Pamiętam, że na początku naszej muzycznej drogi miałem takie fajne spotkanie z Robertem Gawlińskim, który powiedział: „Jak myślisz, na ile cię już oszukali pieniędzy?”. To mnie uderzyło, bo kompletnie nie zdawałem sobie sprawy, że ówcześni menadżerowie byli po prostu oszustami - trzeba to nazwać po imieniu. I to się skończyło tak, że trzeba było dokonać zmian, co też było bardzo trudne dla mnie, bo takie sytuacje mogą doprowadzić do tego, że zespół przestaje istnieć albo nie ma motywacji do pisania kolejnych piosenek. A drugą ważną rozmowę odbyłem z Grzegorzem Skawińskim, którego bardzo szanuję i który powiedział: „Słuchaj, ciesz się tym, że teraz to tak wszystko pięknie działa, bo to jest sinusoida i potem zawsze spadasz, żeby później znowu się odrodzić”. To było bardzo mądre zdanie, które zapamiętałem.
PAP Life: Jak sobie poradziłeś z tym spadkiem?
P.K.: Trzeba brać się do roboty i iść do przodu. Chyba mam takie myślenie i każdemu tego życzę z całego serca, żeby nigdy w życiu się nie poddawali, bo w działaniu jest siła. Myślę, że ja zawsze twardo stąpałem po ziemi. Potrafię pisać piosenki, ale nigdy nie byłem takim artystą z głową w chmurach. Mam matematyczny umysł i po prostu jestem praktyczny. Taką bazę też dostałem w domu. Mój ojciec całe życie pracował w hucie Batory, mama była dyrektorką Cepelii. Pamiętam, jak na kartce liczyła potężne całki. No, i jestem Ślązakiem, a to ludzie odpowiedzialni i zdyscyplinowani.
PAP Life: Na jubileuszowym koncercie w Sopocie wystąpiliście z Zespołem Pieśni i Tańca Śląsk.
P.K.: Kiedy usłyszałem, że jest taki pomysł, od razu go kupiłem. Chciałem pokazać, że jestem ze Śląska. Moi rodzice mieli domek położony kilka kilometrów od miejsca, gdzie miał swoją siedzibę zespół Śląsk, a ja w tym domku spędzałem każde wakacje. Więc z wielu względów ten zespół jest mi bliski. Poza tym, jest bardzo ważny kulturowo. Myślę, że udało nam się razem pięknie razem zaśpiewać „Anioła”. Dostałem potem mnóstwo informacji, że wiele osób uroniło łezkę.
PAP Life: Przez 20 lat zmienił się rynek muzyczny w Polsce. Już prawie nie sprzedaje się płyt, wszystko jest w streamingach, pojawiło się mnóstwo nowych wykonawców. Gdzie widzisz miejsca dla Feela?
P.K.: To jest rzeczywiście temat, nad którym czasem się zastanawiam, chociaż, z drugiej strony, nie zaprząta mi jakoś specjalnie głowy. Mam pozytywne nastawienia do świata, bardzo lubię spędzać czas z młodzieżą i mam wrażenie, że się świetnie z nimi dogaduję. Nieraz spotykam się w studiu z bardzo młodym ludźmi i oni zawsze ode mnie usłyszą dobre słowa. Co dalej z Feelem? Wciąż potrafię napisać przeboje. Myślę, że duety z młodymi ludźmi to jest też fajny pomysł. Nasz kawałek nagrany z Lanberry – „Gotowi na wszystko”, miał milionowe odtworzenia. Teraz szykujemy naprawdę meganiespodziankę. To też będzie, mam nadzieję, głośny duet.
PAP Life: Jednym z największych przebojów Feela jest piosenka „Więcej jeśli się da”, która rozbrzmiewała w intro do każdego odcinka serialu „Rodzinka.pl”. Wiemy już, że właśnie powstają kolejne odcinki.
P.K.: Bardzo mnie to ucieszyło, uwielbiam ten serial, całą obsadę. Ostatnio rozmawiałem z producentami i mówię: „Weźcie mnie do jakiejś rólki. Może bym tam auto naprawił albo coś innego”. Zobaczymy, czy coś z tego wyjdzie, ale na pewno chętnie wchodzę w ten temat.
PAP Life: A jak twoja rodzinka? Jakiś czas temu zaśpiewałeś razem z trójką twoich dzieci.
P.K.: Tak, na płycie „Feel 5”, która powstała dwa lata temu, Paweł, Adam i Jagódka zaśpiewali, każde po jednej zwrotce, piosenkę „To jest nasza chwila, kochanie”. Dzieciaki są uzdolnione muzycznie. Najstarszy Paweł, teraz ma 20 lat, studiuje medycynę. Adasiek ma 16 lat, a Jagódka, nasza uzdolniona wokalistka, skończyła 11. Najmłodsza 2-letnia Laurusia, gdy nagrywaliśmy ten numer, była jeszcze w brzuchu.
PAP Life: Czyli udało ci się to jakoś poukładać.
P.K.: Chłop ze Śląska jakoś to musiał pochytać. (PAP Life)
Rozmawiała Iza Komendołowicz
ikl/ag/ep/
Piotr Kupicha – piosenkarz, gitarzysta, kompozytor i autor tekstów. Pochodzi z Katowic, ukończył Politechnikę Śląską. Od 2005 roku jest liderem i wokalistą zespołu Feel, z którym wydał pięć albumów studyjnych oraz wylansował wiele przebojów, m.in. „A gdy jest już ciemno”, „Jak anioła głos”, „No pokaż na co cię stać”. Ma dwóch synów, 20 -letniego Pawła i 16-letniego Adama z pierwszego małżeństwa oraz dwie córki, 11-letnią Jagodę i 2-letnią Laurę z obecną żoną. Ma 46 lat.