Ekspertka o projekcie ustawy resortu cyfryzacji: ryzyko arbitralnego usuwania treści w internecie ograniczono do minimum
Projekt ustawy resortu cyfryzacji ws. blokowania treści w internecie zakłada, że usuwane będą mogły być tylko treści nielegalne, wskazane w Kodeksie karnym, co ogranicza ryzyko wydawania arbitralnych decyzji - oceniła w Studio PAP prezeska Fundacji Panoptykon Katarzyna Szymielewicz.
We wtorek rząd przyjął projekt nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną autorstwa Ministerstwa Cyfryzacji. Projektowane przepisy ograniczają do minimum ryzyko arbitralnego usuwania treści - oceniła Szymielewicz. Według projektowanych przepisów możliwość blokowania treści - w większości przypadków - będzie miał prezes UKE.
Resort cyfryzacji przedstawił pierwszy projekt noweli w marcu 2024 r. Wówczas organizacje pozarządowe ostrzegały przed ryzykiem cenzury politycznej i apelowały o zmianę przepisów, tak by uwzględniały prawa osób poszkodowanych, które nie zgodzą się z decyzją o blokadzie.
- W tamtej wersji projektu kompetencje nowego prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej nie były obwarowane proceduralnie w taki sposób, żeby dać pełen komfort osobom i organizacjom, których treści mogłyby być blokowane w sieci - oceniła Katarzyna Szymielewicz. Wskazała, że według początkowych wersji projektu do prezesa UKE trafiałyby sprawy, które byłoby trudno rozstrzygnąć, ponieważ dotyczyłyby np. dyskusji politycznych, ocenienia, czy dany wpis kogoś obraża albo czy jest zgodny z prawdą.
- Urząd zajmujący się do tej pory tylko rynkiem telekomunikacyjnym, skonfrontowany z tysiącami tego typu spraw, mógłby w tym utonąć i nawet przy najlepszych chęciach dokonywać decyzji arbitralnych - powiedziała prezeska Panoptykonu.
Zwróciła uwagę, że najnowsza wersja projektu jest pod tym względem „znacząco lepsza”, ponieważ prezes UKE będzie mógł decydować o zablokowaniu treści tylko w konkretnych przypadkach, naruszających Kodeks karny, jak mowa nienawiści czy oszustwa.
- W tych sprawach mamy orzecznictwo, mamy pewien standard oceny, czy coś jest mową nienawiści. I ten standard nie zależy od prezesa UKE, wynika z interpretacji Kodeksu karnego; nie są to sprawy uznaniowe - podkreśliła Szymielewicz.
Ekspertka, pytana o to czy brak definicji „mowy nienawiści” w polskim prawie, może sprawić, że ustawa będzie mogła zostać wykorzystana do ograniczenia wolności słowa, wskazała, że przestępstwo „mowy nienawiści” odnosi się do konkretnych zachowań opisanych w art. 256-257 kk. Chodzi o nawoływanie do nienawiści lub znieważenie osób lub grup z uwagi na ich przynależność narodowościową, etniczną, rasową, wyznaniową albo ze względu na bezwyznaniowość. Szymielewicz wyjaśniła, że przepisy te nie chronią natomiast osób hejtowanych z innych powodów, np. ze względu na orientację seksualną. W takich sytuacjach stosuje się przepisy o zniesławieniu, znieważeniu lub ochronie dóbr osobistych, ale te przestępstwa nie trafiły do katalogu spraw, którymi będzie mógł się zajmować prezes UKE - powiedziała ekspertka, zaznaczając że Panoptykon popiera takie rozwiązanie.
- Cieszę się, że zarzut cenzury nie ma już oparcia w projekcie ustawy. Mam nadzieję, że ta dyskusja nie wróci, ale skoro zagrożenie cenzurą wzbudziło obawy, to to rząd i parlament powinny testować nowego kandydata na prezesa UKE pod kątem niezależności - zarówno od biznesu i od wielkich platform - wskazała Szymielewicz.
Sejm ma powołać prezesa UKE w piątek - kandydatem wybranym przez premiera Donalda Tuska jest Przemysław Kuna, dotychczasowy wicedyrektor w NASK. Kadencja poprzedniego prezesa Jacka Oko dobiegła końca 18 września br.
Przyjęty we wtorek przez rząd projekt ustawy przewiduje możliwość odwołania się do sądu powszechnego od decyzji prezesa UKE, co ekspertka określiła jako „ważny element gwarancyjny” dla osób, które nie zgodzą się z decyzją o zablokowaniu ich treści. Jak wyjaśniła rozmówczyni PAP, ustawa ma też chronić użytkowników przed „arbitralną cenzurą platform internetowych” ws. usuwania treści, które platforma uzna za niezgodne z prawem.
Projekt nie obejmuje natomiast spraw, w których np. platforma blokuje danego użytkownika informując, że naruszył regulamin, bez podawania szczegółów; prezes UKE nie będzie więc mógł interweniować w sprawach „niesłusznie zablokowanych” osób - dodała Szymielewicz. Wyraziła nadzieję, że przepisy w tej sprawie zostaną uwzględnione w projekcie podczas dalszych prac nad nim.
Zdaniem Szymielewicz wdrożenie DSA (Aktu o usługach cyfrowych) daje szansę na większą przejrzystość działania algorytmów zaprogramowanych przez platformy oraz na realną kontrolę społeczną nad tym, co użytkownik widzi codziennie w sieci. – Największa władza platform nie polega na tym, że mogą coś usunąć, ale na tym, że mogą czegoś nie pokazać. Dlatego transparentność algorytmów to moim zdaniem najciekawszy i najważniejszy element tej regulacji – zaznaczyła.
Przyjęty przez rząd projekt ma zapewnić skuteczne stosowanie w Polsce przepisów unijnego Aktu o usługach cyfrowych, dotyczącego m.in. blokowania treści w internecie. Zakłada, że nadzór nad stosowaniem przepisów DSA w Polsce sprawować będzie prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE) - w większości przypadków; Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT) - w zakresie platform wideo oraz prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) – w zakresie platform handlowych oraz innych spraw dotyczących ochrony konsumentów.
Projekt uprawnia osoby fizyczne i m.in. prokuraturę, Policję, Krajową Administrację Skarbową, Straż Graniczną do złożenia wniosku o wydanie nakazu zablokowania nielegalnej treści. Procedurze tej mogą podlegać treści dotyczące 27 czynów zabronionych Kodeksem karnym, zawierające m.in.: groźby karalne, namowę do popełnienia samobójstwa, pochwalanie zachowań o charakterze pedofilskim, propagowanie ideologii totalitarnych, a także nawoływanie do nienawiści i znieważanie na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych (w tym treści zawierające mowę nienawiści, rozpowszechniane w mediach społecznościowych).
Projekt zakłada, że autor spornej treści będzie otrzymywał od usługodawcy internetowego zawiadomienie o rozpoczęciu procedury i będzie miał dwa dni na przedstawienie swojego stanowiska. Nakaz usunięcia danej treści będzie mógł wydać prezes UKE oraz przewodniczący KRRiT - w przypadku platform wideo. Od decyzji nie będzie przysługiwać odwołanie, ale autor treści będzie mógł wnieść sprzeciw do sądu powszechnego.
W sytuacjach, gdy platforma internetowa błędnie usunie treści, które uzna za nielegalne, prezes UKE lub przewodniczący KRRiT będą mogli wydać nakaz ich przywrócenia.
Monika Blandyna Lewkowicz (PAP)
mbl/ mick/ know/