Wybory w Mołdawii. Władze i opozycja wzywają do oddania głosu „na przyszłość” kraju
To wasz głos, a nie kupione głosy, powinien określić losy kraju – mówiła podczas głosowania prezydentka Mołdawii Maia Sandu, wzywając do „obronienia kraju przed Rosją”. Jej oponenci mówili o „jedności, bezpieczeństwie, kraju wolnym od podziałów”, „deptaniu demokracji” przez partię władzy i możliwych protestach.
- Mołdawia, nasz kochany dom, jest w niebezpieczeństwie i potrzebuje pomocy każdego z was. Możecie ją dzisiaj uratować poprzez swój głos. Jutro może już być zbyt późno. Losy naszego kraju powinien określić wasz głos, a nie kupione głosy – oświadczyła Sandu.
- Wiemy, że Rosja masowo ingeruje w wybory, próbując przejąć władzę w Kiszyniowie i wykorzystać Mołdawię do swoich celów – dodała prezydentka.
Inni przedstawiciele obozu rządzącego również wzywali do głosowania w wyborach i wzięcia odpowiedzialności za losy kraju.
Oponenci władz podkreślali, że są za „pokojem, bezpieczeństwem, krajem wolnym od podziałów”, a także zarzucali partii rządzącej łamanie zasad demokracji.
- Głosowałem za powrotem do normalności (…) Za przerwanie strachu, który w ostatnim czasie stał się normą – mówił były prezydent, lider socjalistów Igor Dodon. Po raz kolejny wezwał on obywateli, by w poniedziałek „byli gotowi do wyjścia na protesty, by obronić zwycięstwo”.
Burmistrz Kiszyniowa Ion Ceban, jeden z liderów bloku Alternatywa, oddał głos „na pokój, spokój i bezpieczeństwo”. Jego blokowy sojusznik, były kandydat na prezydenta Alexandr Stoianoglo, mówił, że głosował na „sprawiedliwość i przyszłość (…), za Mołdawię, w której ludzie nie będą dzieleni według kryteriów politycznych, socjalnych, etnicznych i językowych”.
Liderka w ostatniej chwili niedopuszczonej do wyborów partii PRIM (Serce Mołdawii) Irina Vlah w sieciach społecznościowych zarzuciła władzom, „rzucenie demokracji na kolana, rozdeptanie konstytucji i wzięcie kraju jako zakładnika”. „Ale dzisiaj decyduje nie władza, ale ludzie. Razem wyślemy ich na polityczny cmentarz” – napisała Vlah, cytowana przez portal Newsmaker.md. Prorosyjska partia Vlah, która szła do wyborów w bloku z socjalistami i komunistami, została usunięta z list ze względu na podejrzenia o nielegalne finansowanie przez Moskwę.
Komisja wyborcza nr 7 w centrum Kiszyniowa to jeden z 12 punktów na terenie Mołdawii (kontrolowalnym przez władze w Kiszyniowie), gdzie mogą głosować mieszkańcy separatystycznego Naddniestrza. W ostatnich dniach mołdawskie władze zdecydowały o przeniesieniu kilku lokali z miejscowości przy samym Naddniestrzu do bardziej odległych miejsc w głąb kraju, uzasadniając to względami bezpieczeństwa.
- To bardzo źle, bo starszym osobom jest ciężej dojechać. Niektórzy, np. rodzice mojej żony, w ogóle przez to nie pojadą na wybory – mówił jeden z wyborców. To samo mówi starsza pani, którą do Kiszyniowa samochodem przywiozła córka. – Wielu ludzi wścieka się przez to na rząd – tłumaczy.
Pytana o swoje preferencje wyborcze, mówi, że „jest za pokojem i przeciwko wojnie”. Jej córka dodaje, że „nie po to rodziła trzech synów, żeby ginęli od kul”.
„Żeby nie było wojny” – to dyżurne hasło, które można usłyszeć od mieszkańców Naddniestrza czy prorosyjskiej Gagauzji. Jest to pokłosie intensywnej rosyjskiej kampanii, przekonującej, że „Zachód i proeuropejski rząd chcą wciągnąć Mołdawię do wojny”. Zupełnie sprzeczne z logiką, biorąc pod uwagę, że to Rosja od ponad trzech lat nieustannie prowadzi agresję wobec Ukrainy, sąsiadującej także z Mołdawią.
- To jest jakieś myślenie ucieczkowe, brak zdolności do krytycznego myślenia. Według mnie jest dokładnie na odwrót i żeby nie było wojny trzeba głosować na siły proeuropejskie. Rosja dlatego potrzebuje Mołdawii i walczy o nią, żeby dobić Ukrainę, zyskać do niej dostęp z jeszcze jednego kierunku – mówi PAP Ivan, reżyser i producent, który również pochodzi z Naddniestrza, ale od lat mieszka w Kiszyniowie. – To dojście do władz sił prorosyjskich oznaczałoby dla Mołdawii wojnę – przekonuje. Wyraża nadzieję, że po niedzielnych wyborach utrzyma się proeuropejski rząd.
Ważą się losy eurointegracji kraju
28 września odbywają się w Mołdawii wybory parlamentarne, które wcześniej Sandu nazwała „najważniejszymi w historii”. Utrata większości przez rządzącą obecnie proeuropejską partię Działania i Sprawiedliwości (PAS) otworzy drogę do władzy ugrupowaniom prorosyjskim.
Wybory mogą zaważyć na procesie eurointegracji, ponieważ partie opozycyjne, mające szanse na wejście do 101-osobowego parlamentu, prezentują stanowiska de facto eurosceptyczne lub otwarcie krytyczne wobec tego projektu.
Głosowanie w niedzielę zakończy się o godzinie 20 czasu polskiego. Podczas wyborów nie są przeprowadzane badania exit poll.
Z Kiszyniowa Justyna Prus (PAP)
just/ sp/ ał/