O PAP.pl

PAP.pl to portal PAP - największej agencji informacyjnej w Polsce, która zbiera, opracowuje i przekazuje obiektywne i wszechstronne informacje z kraju i zagranicy. W portalu użytkownik może przeczytać wybór najważniejszych depesz, wzbogaconych o zdjęcia i wideo.

Anna Próchniak: chętnie grałabym więcej w Polsce [WYWIAD]

Od 10 lat gra głównie w europejskich produkcjach. W „Tatuażyście z Auschwitz” stworzyła kreację Gity, za którą była nominowana do szkockiej BAFTY. Właśnie zakończyła zdjęcia do francuskiego filmu ze zdobywcą Oscara, Jeanem Dujardinem. W lutym będzie można ją zobaczyć w polsko-irlandzkiej produkcji „Pojedynek”. - Chciałabym robić ciekawe rzeczy w Polsce, ale chyba nie ma sensu tęsknić za czymś, czego akurat teraz nie ma. Jestem wdzięczna, że mam okazję pracować z ludźmi z różnych krajów, w różnych miejscach, w różnych językach – mówi PAP Life Anna Próchniak.

Anna Próchniak. Fot. Ben Seed/materiały prasowe
Anna Próchniak. Fot. Ben Seed/materiały prasowe

PAP Life: Niedawno, przy okazji premiery filmu „Brat” Macieja Sobieszczańskiego, rozmawiałam z 10-letnim Tytusem Szymczukiem, odtwórcą jednej z głównych ról w tym dramacie. Z głębokim przekonaniem powiedział mi, że chce zostać aktorem - nie tylko polskim, ale nawet światowym. Od lat grasz w międzynarodowych produkcjach. Jakiej rady byś mu udzieliła?

Anna Próchniak: To jest bardzo dobre, ale też bardzo trudne pytanie. Mam wrażenie, że ten chłopiec ma w sobie ogromną pasję. Dlatego myślę, że powinien podążać za intuicją, skoro tak wcześnie udało mu się zorientować, co tak naprawdę kocha. To wcale nie jest takie oczywiste. Młodzi ludzie często długo szukają odpowiedniej drogi. Ja akurat dość wcześnie trafiłam na scenę. Zaczęłam trenować balet, kiedy miałam 8 lat. Już wtedy czułam, że to jest forma ekspresji, dzięki której mogę opowiadać historie, przekazywać emocje i że niekoniecznie potrzebuję do tego słów. Później wszystko organicznie ewoluowało i zaprowadziło mnie w stronę aktorstwa. Ale na pewno nie miałam takiego planu w wieku 10 lat. Wtedy nie wiedziałam, co będę robiła. Interesowałam się wieloma rzeczami: sztuką, literaturą, filmem. Ale też po prostu zabawą, bo przede wszystkim byłam dzieckiem. Myślę, że warto to dziecko zachować w sobie jak najdłużej, bo ono może pomóc nam usłyszeć siebie, swoje prawdziwe potrzeby.

Image
Kadr z filmu "Pojedynek". Fot. Robert Pałka/materiały prasowe
Kadr z filmu "Pojedynek". Fot. Robert Pałka/materiały prasowe

PAP Life: Skończyłaś Łódzką Filmówkę, ale wcześniej przez rok studiowałaś na Wydziale Teatru Tańca w krakowskiej PWST. Dlaczego zrezygnowałaś z tańca?

A.P.: Od dziecka trenowałam balet, potem zainteresowałam się tańcem współczesnym, więc wybór Wydziału Teatru Tańca był w tamtym momencie naturalny. Co ciekawe, nie miałam w sobie jakiejś wielkiej "napinki", żeby tam się dostać. Nawet nie sprawdziłam, czy jestem na liście przyjętych. Chyba dopiero kilka dni przed zamknięciem naboru zadzwoniono do mnie z dziekanatu i zapytano, czy ogóle zamierzam się pojawić i zostawić świadectwo maturalne. Wydział Teatru Tańca był wydziałem aktorskim, tylko z bardzo silnym naciskiem na ruch. Uczyliśmy się różnych technik tańca współczesnego, świadomego ruchu, technik oddechowych. Przyjeżdżali do nas nauczyciele z wielu szkół artystycznych z Europy i ze Stanów. To było bardzo interesujące, ale mnie wciągnęły zajęcia aktorskie. Bardzo fascynowała mnie charyzma jednego z moich profesorów, Janka Peszka. W pewnym momencie poczułam, że potrzebuję zmiany, zdałam wewnętrzny egzamin i wylądowałam na drugim roku w Szkole Filmowej w Łodzi.

Więcej

Anna Próchniak. Fot. PAP/Marcin Obara
Anna Próchniak. Fot. PAP/Marcin Obara

Anna Próchniak nominowana do BAFTA Scotland obok Tildy Swinton i Saoirse Ronan

PAP Life: Kiedyś przeczytałam, że jeśli przez lata trenowało się balet, to nawet gdy przestanie się to robić, pewne nawyki zostają na zawsze.

A.P.: Na pewno balet nauczył mnie dyscypliny. Mam też taką naturalną skłonność, że dobrze funkcjonuję w sytuacjach, w których są jasne zasady i określony plan. Dlatego dobrze odnajdywałam się w szkole baletowej i tak samo dobrze czuję się na planie filmowym. Nawet jeżeli mam do zagrania trudne, bardzo emocjonalne sceny, to świadomość, że znam plan dnia i działam w pewnych ramach, sprawia, że nie odczuwam dodatkowego stresu.

Image
Kadr z filmu "Tatuażysta z Auschwitz". Fot. Martin Mlaka/materiały prasowe
Kadr z filmu "Tatuażysta z Auschwitz". Fot. Martin Mlaka/materiały prasowe

PAP Life: Z drugiej strony, w aktorstwo wpisana jest nieprzewidywalność. Aktor czeka na telefon z propozycją.

A.P.: Oczywiście, choć może też sam tworzyć, pisać własne scenariusze i - w pewnym sensie - kreować to, co chciałby robić. Wielu aktorów na Zachodzie funkcjonuje w ten sposób. W tym roku na festiwalach klasy A miały premiery debiuty reżyserskie Harrisa Dickinsona czy Scarlett Johansson. Coraz częściej polscy aktorzy również sami piszą i reżyserują, jak choćby Gabriela Muskała.

W aktorstwie zdarzają się trudne momenty, kiedy mierzysz z odrzuceniem czy sytuacjami, których nie potrafisz sobie logicznie wytłumaczyć. Ale myślę, że tutaj też pomaga mi to, czego nauczył mnie balet - konsekwencja i głębokie poczucie, że to, co robię, ma sens, a każde doświadczenie czegoś nas uczy. Jeżeli jakiejś roli nie uda mi się zagrać, bo wybrano kogoś innego, to nie świadczy o tym, że jestem złą aktorką, tylko, że komuś innemu była ona pisana. Trochę metafizycznie - wierzę, że w jakimś sensie wszechświat nas chroni. Myślę, że tego warto się trzymać.

Więcej

Zobacz galerię (12)
Kadr z filmu "Brat". Fot. Materiały prasowe
Kadr z filmu "Brat". Fot. Materiały prasowe

Jak powstał film "Brat"? Zaczęło się od sceny, którą reżyser widział pod więziennym murem [WIDEO]

PAP Life: Jedna ze znanych polskich aktorek powiedziała mi kiedyś, że najwięcej uczy się, kiedy nie gra.

A.P.: Aktorstwo czerpie z życia i musisz mieć czas, żeby doświadczać różnych rzeczy, inspirować się, podróżować, oglądać filmy, spacerować, czytać, gotować. To wszystko jest paliwem dla aktora. Oczywiście jest coś kuszącego w tym, żeby pracować bez przerwy, wchodzić z projektu w projekt, ale też chcę robić rzeczy wartościowe, a na takie często trzeba poczekać.

Image
Kadr z filmu "Tatuażysta z Auschwitz". Fot. Martin Mlaka/materiały prasowe
Kadr z filmu "Tatuażysta z Auschwitz". Fot. Martin Mlaka/materiały prasowe

PAP Life: Od kilku lat występujesz przede wszystkim w filmach zagranicznych. Niedawno w Channel 4 była premiera brytyjskiego serialu „Summerwater”, w którym grasz jedną z głównych ról.

A.P.: Tak, to adaptacja bestsellerowej powieści Sarah Moss, która ukazała się w 2020 roku, chwilę po lockdownie i mocno rezonowała z tym specyficznym czasem. Akcja rozgrywa się w ciągu 24 godzin w ośrodku wakacyjnym nad szkockim jeziorem, w lesie. Wszyscy, bohaterowie znajdują się w pewnym odosobnieniu, a z drugiej strony bardzo uważnie się nawzajem się obserwują. Na początku ktoś ginie. Nie wiemy jednak, czy to był wypadek, czy morderstwo. W kolejnych odcinkach poznajemy za każdym razem innego bohatera i jego perspektywę. Ten serial jest czymś w rodzaju crime drama, ale z ciekawą, pogłębioną warstwą psychologiczną.

Więcej

Brytyjska aktorka/członkini obsady Cynthia Erivo, amerykański reżyser Jon M. Chu i amerykańska aktorka/członkini obsady Ariana Grande. Fot. PAP/EPA/NEIL HALL
Brytyjska aktorka/członkini obsady Cynthia Erivo, amerykański reżyser Jon M. Chu i amerykańska aktorka/członkini obsady Ariana Grande. Fot. PAP/EPA/NEIL HALL

Reżyser zapomniał krzyknąć „Cięcie!” i tak powstała najbardziej emocjonalna scena „Wicked: Na dobre”

PAP Life: Na premierę czeka też francuski film „Des Rayons et des Ombres” w reżyserii Xaviera Giannoliego, w którym zagrałaś u boku Jeana Dujardina, laureata Oscara za rolę w „Artyście”.

A.P.: O tej produkcji nie mogę jeszcze za wiele mówić, niedawno zakończyliśmy zdjęcia. Akcja dzieje się w latach 40., zwykle kręciliśmy w historycznych paryskich lokacjach, a ja po raz pierwszy gram tancerkę. W filmie występuje też wybitny aktor August Diehl, który gra także w najnowszej produkcji Pawła Pawlikowskiego.

Image
Kadr z filmu "Tatuażysta z Auschwitz". Fot. Martin Mlaka/materiały prasowe
Kadr z filmu "Tatuażysta z Auschwitz". Fot. Martin Mlaka/materiały prasowe

PAP Life: W swoim dorobku masz też rolę Gity w „Tatuażyście z Auschwitz”, za którą niedawno byłaś nominowana do szkockiej BAFTY. Policzyłaś w ilu produkcjach zagranicznych wzięłaś do tej pory udział?

A.P.: Nie, ale zaczęłam grać w filmach zagranicznych mniej więcej 10 lat temu. W Polsce debiutowałam w filmie Filipa Marczewskiego „Bez wstydu”. Byłam wtedy na drugim roku w Szkole Filmowej i pamiętam, jak Bronisław Wrocławski, ówczesny dziekan wydziału aktorskiego, powtarzał nam, że nie możemy grać w żadnych produkcjach, żeby nie opuszczać zajęć. A casting do tego filmu odbywał się w Szkole, koledzy wchodzili i wchodzili z sali, przed którą siedziałam, ale nie planowałam tam wchodzić. Raz na jakiś czas wychodził z sali Filip, patrzył na mnie aż w końcu podszedł i powiedział: „Chodź na ten casting”. Miałam opory, bo przecież pamiętałam słowa dziekana, ale pomyślałam, że spróbuję. Później zostałam zaproszona na kolejny etap do Warszawy i dostałam rolę. Więc wszystko potoczyło się naturalnie, bez ciśnienia.

Cały czas myślę o radach, które można dać temu chłopcu, który marzy o zawodzie aktora. Wydaje mi się, że dobrze jest mieć w sobie jakiś rodzaj luzu, nonszalancji. Ale takiej, która nie ma nic wspólnego z brakiem szacunku.

PAP Life: Chodzi o to, żeby się nie spinać, nie stawiać wszystkiego na jedną kartę?

A.P.: Tak - musi być w tym jakiś element zabawy, przyjemności.

Więcej

Zobacz galerię (11)
Kadr z filmu "Piernikowe serce", Katarzyna Żak. Fot. Agnieszka Zegier/materiały prasowe
Kadr z filmu "Piernikowe serce", Katarzyna Żak. Fot. Agnieszka Zegier/materiały prasowe

Katarzyna Żak: pozwoliłam córkom na dokonywanie własnych wyborów [WYWIAD]

Później, po filmie Marczewskiego, przyszło „Miasto 44” Janka Komasy. Bardzo duża produkcja, ogromne przygotowania. A potem „Niewinne” w reżyserii Anne Fontaine, gdzie obok francuskich aktorów zagrały wspaniałe polskie aktorki: Agata Kulesza, Agata Buzek i Joanna Kulig. W Polsce ten film przeszedł właściwie bez echa, ale został świetnie przyjęty zagranicą. Miał premierę w Sundance, dostał wiele nagród i otworzył przede mną sporo drzwi. Zaczęłam dostawać kolejne propozycje. Zagrałam w brytyjskim „Bad Day For the Cut”, który również miał premierę w Sundance, później islandzkiej produkcji „Vultures” Börkura Sig?órssona. Pewnego dnia na plan w Reykjaviku przyleciała agentka Börkura z Londynu, rozmawiałyśmy o polskiej szkole plakatu, powiedziała też, że widziała mnie w filmie „Niewinne” i zapytała, czy nie chciałabym mieć agenta w Londynie. Nie myślałam o tym wcześniej, umówiła mnie ze swoją znajomą i tak trafiłam do Independent Talent Group, jednej z największych agencji w Wielkiej Brytanii. Od tego momentu zaczęły się spotkania w Londynie, nagrywanie selftape’ów, które wówczas nie były aż tak bardzo popularne w Polsce, więc dla mnie to też była świetna nauka. Zrobiłam kilka filmów, między innymi łotewsko-belgijsko-francuską produkcję „Oleg”, która miała premierę w Cannes oraz kilka seriali dla BBC. Trochę się tego rzeczywiście uzbierało.

Image
Kadr z filmu "Summerwater". Fot. Sonja Blietschau/materiały prasowe
Kadr z filmu "Summerwater". Fot. Sonja Blietschau/materiały prasowe

PAP Life: Grasz w różnych językach?

A.P.: Głównie po angielsku, teraz zagrałam też po francusku, ale zdarza mi się nagrywać selftape-y w innych językach. Czasami wymaga to solidnego przygotowania - pracy z coachem językowym, wyćwiczenia brytyjskiego lub amerykańskiego akcentu. To jest ciężka praca, ale dobrze się w tym odnajduję. Kiedy widzę przed sobą wyzwanie, podchodzę do niego z determinacją. Tak było, kiedy jako dzieckiem trenowałam balet. Kiedy pokazywano nam nową, trudną figurę, robiłam wszystko, żeby się jej nauczyć. Teraz jest podobnie. Gdy pojawia się szansa zagrania w ciekawej produkcji, wkładam naprawdę dużo wysiłku w przygotowania.

Więcej

Tomasz Schuchardt. Fot. PAP
Tomasz Schuchardt. Fot. PAP

Tomasz Schuchardt: czasami trzeba tworzyć bohaterów, których nie da się obronić [WIDEO]

PAP Life: Zawsze jest coś za coś. Często jest tak, że produkcje, w których występujesz, nie trafiają na ekrany w Polsce. Nie grasz w polskich filmach, więc dla polskich widza zniknęłaś.

A.P.: W lutym będzie premiera filmu Łukasza Palkowskiego „Pojedynek”, w którym zagrałam żonę głównego bohatera. To produkcja polsko-irlandzka, z międzynarodową obsadą. Ale kręciliśmy w Polsce, u boku Aidana Gillen’a, znanego między innymi z „Gry o Tron”. Grają Kuba Gierszał, Bogusław Linda, Antek Pawlicki, Wojtek Mecwaldowski i wielu innych wspaniałych aktorów. Bardzo chętnie grałabym więcej w Polsce. Zdarza się, że jestem zapraszana na castingi. Oczywiście jestem otwarta i zależy mi na tym, żeby brać udział w wartościowych projektach też w Polsce. Jest tu wielu twórców, z którymi bardzo chciałabym pracować. Wszystko zależy od jakości projektów i możliwości organizacyjnych. W tym roku dziewięć miesięcy spędziłam na planach zagranicą, więc byłoby trudno w tym czasie zrobić coś więcej. Wychodzę z założenia, że warto przyjmować to, co przychodzi do nas w danym momencie. Bardzo doceniam, że mogę spotykać się w pracy z wyjątkowymi twórcami, że miałam okazję zagrać z Harveyem Keitelem, który jest ikoną. Jego filmy towarzyszyły mi od bardzo wczesnych lat, bo moi rodzice kochają kino i zawsze pozwalali mi razem z nimi oglądać filmy, nawet jeżeli nie były one były przeznaczone dla dzieci. Naprawdę jestem wdzięczna, że mam okazję pracować z ludźmi z różnych krajów, w różnych miejscach, w różnych językach. To jest inspirujące i chyba nie ma sensu tęsknić za czymś, czego akurat teraz nie ma.

PAP Life: Pracując zagranicą, trudno jest utrzymać bliskie relacje

A.P.: Moje najbliższe relacje przetrwały. Oczywiście to też jest jakiś rodzaj testu, i nie chodzi tylko o fizyczną nieobecność, ale także o to, jak w tych relacjach radzimy sobie zarówno w trudnych momentach, jak i wtedy, gdy przychodzi sukces. Myślę, że nie trzeba mieć aż tak wielu przyjaciół. Wystarczy kilka osób, o których wiem, że mogę na nich liczyć, a oni na mnie. Niezależnie, czy jestem akurat w Warszawie, w Nowym Jorku czy w Londynie. I chyba jest okej.

Więcej

Tomasz Naumiuk (L) i Kamila Tarabura (P) na uroczystej premierze filmu „Franz Kafka” w reżyserii Agnieszki Holland. Fot. PAP/Marcin Obara
Tomasz Naumiuk (L) i Kamila Tarabura (P) na uroczystej premierze filmu „Franz Kafka” w reżyserii Agnieszki Holland. Fot. PAP/Marcin Obara

Tomasz Naumiuk, operator filmowy: praca nad formą „Franza Kafki” trwała do samego końca [WIDEO]

PAP Life: Przed naszą rozmową obejrzałam ponownie „Tatuażystę z Auschwitz”. Chciałabym jeszcze wrócić do twojej roli, która musiała być dla ciebie bardzo trudna. Akcja rozgrywa się w obozie koncentracyjnym, przez cały czas jesteś ubrana w obozowy pasiak, wiele scen z twoim udziałem jest bardzo emocjonalnych, ale było też chyba fizycznie obciążających.

A.P.: Rola Gity dla mnie bardzo mocnym doświadczeniem - zarówno jako dla aktorki, jak i jako człowieka. Dzięki niej odkryłam, w sobie ogromne pokłady siły, odwagi, spokoju i poczułam, że na razie nie ma takiego wyzwania, któremu nie potrafiłabym nie sprostać. Także doświadczenie obcięcia włosów było dla mnie przełomowe. Nie samo ogolenie głowy - to po prostu był element roli. Ale o tym, co wydarzyło się potem w moim prywatnym życiu. Wcześniej myślałam, że w tych włosach jest cała moja kobiecość, a okazało się, że wręcz przeciwnie - dało to mi siły i charakteru.

Image
Kadr z filmu "Summerwater". Fot. Sonja Blietschau/materiały prasowe
Kadr z filmu "Summerwater". Fot. Sonja Blietschau/materiały prasowe

PAP Life: Jak z tej roli wychodziłaś?

A.P.: Każdy ma na to swój sposób. Mnie pomaga medytacja, ale też powrót do zwykłego życia. Kiedy jestem na planie i gram trudną, emocjonalnie wyczerpującą scenę, nie boję się tych stanów, nie próbuję się przed nimi chronić, wchodzę w nie na 100 proc. To nie jest żadne udawanie czy odgrywanie. Emocje muszą być prawdziwe, w momencie, w którym je grasz. To moja rzeczywistość w momencie od „akcja” do „stop”.

PAP Life: Inaczej widz ci nie uwierzy.

Więcej

Zobacz galerię (4)
Sklep Wokulskiego, fot. PAP/Szymon Pulcyn
Sklep Wokulskiego, fot. PAP/Szymon Pulcyn

Sklep Wokulskiego, część scenografii do filmu „Lalka”, zostaje w Warszawie na dłużej

A.P.: Żeby opowiedzieć historię tego konkretnego człowieka, oddaję mu głos i użyczam swojego ciała, pozwalam mu być - tu i teraz. W przypadku „Tatuażysty” oczywiście kontakt z tą tematyką, kostiumem, scenografią był ciężki, ale przecież w żaden sposób nie jest to porównywalne z tym, co naprawdę przeżywali tam ludzie. Na planie wszyscy mieliśmy zapewnioną opiekę terapeutyczną. Ja akurat nie korzystałam z tej możliwości, bo pracuję ze swoją terapeutką i miałam sesje, wtedy, kiedy ich potrzebowałam. Ale przy tej produkcji widziałam, że dużo gorzej z sytuacją na planie radzili sobie członkowie ekipy niż aktorzy. Niektórzy wprost przyznawali, że to był najcięższy projekt w ich życiu. Byli przygaszeni, mówili, że chcieliby, żeby to już się skończyło. Ja sama potrzebowałam kilku tygodni, żeby wrócić do siebie po zakończeniu zdjęć, mimo, że wydawało mi się, że dobrze sobie radzę. Bliscy mówili: „Jesteś dalej mentalnie w obozie i potrzebujesz czasu, żeby uspokoić układ nerwowy, żeby z ciała zeszło napięcie, które ci towarzyszyło”. W sumie zawsze po zakończeniu projektu potrzebny jest czas, żeby te emocje z nas zeszły. Każda ważna rola zostawia jakiś ślad, ale postrzegam te wszystkie spotkania jako lekcje, dzięki którym uczę się także czegoś nowego o sobie. Przy okazji „Tatuażysty” czułam, że dobrze, że plan dobiega końca. Kiedy w ostatni dzień zdjęciowy kręciliśmy scenę porodu, to był dla wszystkich symboliczny znak, że musimy już oddać światu to, co zrobiliśmy i pozwolić każdemu pójść w swoją stronę.

Image
Kadr z filmu "Summerwater". Fot. Sonja Blietschau/materiały prasowe
Kadr z filmu "Summerwater". Fot. Sonja Blietschau/materiały prasowe

PAP Life: Czego ci życzyć w nowym roku?

A.P.: Może ciekawych wyzwań? Chciałabym mieć możliwość sprawdzenia się w zupełnie nowych gatunkach - na przykład w horrorze albo w filmie akcji.

PAP Life: A życiowo?

A.P.: Chyba przede wszystkim spokoju, który wcale nie musi oznaczać braku wyzwań czy nudnego życia. Chciałabym z odwagą konfrontować się ze wszystkimi emocjami, które mnie spotykają i przyjmować trudne chwile ze spokojem. To chyba jest dla mnie synonimem spełnienia. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

ikl/ag/ep/

Anna Próchniak ukończyła aktorstwo w Łódzkiej Filmówce w 2013 roku. Rok wcześniej zadebiutowała na dużym ekranie w filmie „Bez wstydu” Filipa Marczewskiego. Później zagrała jedną z głównych ról w „Mieście 44” Jana Komasy. Od 10 lat występuje w produkcjach zagranicznych. Za rolę Gity w serialu „Tatuażysta z Auschwitz” została nominowana do nagrody BAFTA Scotland. Ostatnio zagrała w serialu "Summerwater", który w listopadzie miał premierę na brytyjskim kanale Channel 4. Na premierę czeka francuska produkcja „Des Rayons et des Ombres” w reżyserii Xaviera Giannoliego z jej udziałem. W lutym wchodzi na ekrany kin film „Pojedynek” Łukasza Palkowskiego, w którym gra jedną z głównych ról.

Zobacz także

  • Anna Próchniak. Fot. PAP/Marcin Obara
    Anna Próchniak. Fot. PAP/Marcin Obara

    Anna Próchniak nominowana do BAFTA Scotland obok Tildy Swinton i Saoirse Ronan

  • Jakub Gierszał, fot. PAP/Jerzy Uklejewski
    Jakub Gierszał, fot. PAP/Jerzy Uklejewski
    Specjalnie dla PAP

    Gierszał, Próchniak i Pawlicki o pracy nad filmem „Pojedynek” [NASZE WIDEO]

  • Anna Próchniak, fot. PAP/	FOTON. Okładka książki "Tatuażysta z Auschwitz" fot. wydawnictwo Marginesy
    Anna Próchniak, fot. PAP/ FOTON. Okładka książki "Tatuażysta z Auschwitz" fot. wydawnictwo Marginesy

    Polska aktorka zagra główną rolę w ekranizacji bestsellera "Tatuażysta z Auschwitz"

Serwisy ogólnodostępne PAP