Ekspert: zawieszenie broni pomiędzy Izraelem a Iranem wynika z celów polityki USA w regionie
Mateusz Piotrowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych powiedział we wtorek w Studiu PAP, że porozumienie wstępnie wynegocjowane przez prezydenta Trumpa jest inicjatywą amerykańską mającą na celu uspokojenie regionu, co sprzyja interesom USA. Żadna ze stron nie osiągnęła celów strategicznych - dodał.
"Izrael nie osiągnął swoich celów, ponieważ jego działania nie doprowadziły do zniszczenia irańskiego programu nuklearnego. Można co najwyżej mówić o czasowym wstrzymaniu jego rozwoju. (...) Operacja mogła wręcz utwierdzić Teheran w przekonaniu, że broń nuklearna jest najskuteczniejszym narzędziem odstraszania. Nie sposób mówić o sukcesie żadnej ze stron. Iran również nie osiągnął swoich celów. Nie uzyskał porozumienia, które gwarantowałoby utrzymanie programu do celów cywilnych. Teraz przyszłość negocjacji pozostaje niepewna” - ocenił analityk.
Czy Iran wyszedł z konfliktu obronną ręką?
"Jeśli Iran zdecyduje się powrócić do rozmów ze Stanami Zjednoczonymi, istotna będzie reakcja Izraela. Cała operacja miała bowiem na celu przerwanie procesu negocjacyjnego. Inicjatywa amerykańska, choć służyła przywróceniu porządku, była reakcją na działania Izraela. Niektórzy mogą jednak uznać, że Iran wyszedł z konfliktu obronną ręką. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, gdy założyć, że Iranowi udało się zabezpieczyć część uranu. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej wskazuje, że ewakuowano wzbogacony uran z kluczowych ośrodków. Materiał ten osiągnął poziom wzbogacenia ponad 60 proc. Nie pozwala to na natychmiastowe stworzenie broni jądrowej. Nadal jednak budzi obawy co do dalszego rozwoju programu. Izrael uzasadniał swoje działania właśnie tym zagrożeniem” - stwierdził Piotrowski.
Według analityka od samego początku konfliktu Izrael traktował Iran, jego społeczeństwo i instytucje w całości jako podmioty wrogie Tel Awiwowi.
Dojdzie do zmiany reżimu w Teheranie?
"W USA pojawiały się głosy o możliwości zmiany reżimu w Teheranie. Były one obecne w amerykańskich mediach i w wypowiedziach twardogłowych polityków. Sugerowano, że Iran nie jest Irakiem ani Libią i że interwencja może się powieść. Trudno jednak było znaleźć ku temu racjonalne przesłanki. Donald Trump flirtował z tym pomysłem, ale nie był to koniec końców realny plan administracji. Priorytetem było krótkie i precyzyjne zaangażowanie militarne. To właśnie zrealizowano, a Iran odpowiedział ograniczonymi działaniami” - zaznaczył Piotrowski.
“Operacja izraelska przypominała atmosferę sprzed wojny w Iraku w 2003 roku. Tym razem jednak pojawiła się wyraźna opozycja wobec eskalacji. Krytycy, tacy jak Tucker Carlson, odgrywali istotną rolę w kształtowaniu opinii. Niepopularność szerszego zaangażowania militarnego miała znaczenie dla decyzji Trumpa. Sytuacja nie jest tożsama z tą sprzed dwóch dekad, ponieważ Iran rzeczywiście rozwija swój program nuklearny. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej prowadzi kontrole, co czyni wiedzę bardziej wiarygodną. Próby zmiany reżimu czy budowy państwa od zera po interwencji zbrojnej są dziś postrzegane jako nieskuteczne. Amerykanie obawiali się takiej niejasnej interwencji. Obawy dotyczyły zarówno aspektów wojskowych, jak i politycznych. Dlatego ostatecznie działania USA były ograniczone” - podsumował Piotrowski.
Dlaczego USA zaatakowało Iran?
Zdaniem eksperta po tym, jak 22 czerwca Stany Zjednoczone przeprowadziły precyzyjną operację wymierzoną w irańskie placówki badawcze zajmujące się rozwojem technologii nuklearnych, celem administracji Trumpa stało się zakończenie konfliktu.
“Celem było spełnienie oczekiwań sojusznika i zatrzymanie eskalacji. Iran odpowiedział, ale również sygnalizował gotowość do deeskalacji. Obie strony dały do zrozumienia, że chcą stabilizacji. To pozwoliło na realizację szerszej polityki USA wobec regionu” - zaznaczył analityk.
“Donald Trump dąży do zmniejszenia obecności wojskowej na Bliskim Wschodzie. Chciał skupić się na relacjach gospodarczych z państwami arabskimi. Stabilizacja regionu była warunkiem realizacji tych planów. Operacja izraelska i reakcja Iranu groziły ich wykolejeniem. Trump musiał więc działać, by przywrócić równowagę. Atak na irańskie placówki nuklearne skrócił czas przeznaczony na dyplomację. To osłabiło pozycję negocjacyjną USA. Ryzyko dalszej eskalacji było realne. Odpowiedź Iranu była jednak umiarkowana. Dzięki temu pojawiła się szansa na powrót do rozmów” - podsumował ekspert.
Izrael rozpoczął 13 czerwca naloty na cele nuklearne i militarne w Iranie, twierdząc, że jest on o krok od zbudowania broni jądrowej. Teheran odpowiedział atakiem rakiet i dronów. W niedzielę USA zbombardowały trzy irańskie obiekty jądrowe i ogłosiły zniszczenie irańskiego programu nuklearnego, a dzień później Iran zaatakował bazę wojsk USA w Katarze.
Dwunastogodzinny rozejm
We wtorek rano prezydent USA Donald Trump ogłosił rozejm między Iranem i Izraelem. Z podanych przez niego pierwotnie informacji wynikało, że rozejm miał rozpocząć się od 12-godzinnej przerwy w działaniach zbrojnych Iranu, a przez kolejne 12 godzin od ataków miał się powstrzymać Izrael, po czym - po 24 godzinach świat miał "przywitać oficjalne zakończenie wojny dwunastodniowej".
Trump również we wtorek po godz. 13 oświadczył, że zarówno Izrael, jak i Iran naruszyły rozejm zapowiedziany przez niego kilka godzin wcześniej. Amerykański przywódca oznajmił, że jest rozczarowany oboma krajami, a zwłaszcza Izraelem.
Przed odlotem na szczyt NATO w Hadze Trump powiedział dziennikarzom, że Izrael "dowalił" Iranowi tuż po wyrażeniu zgody na rozejm. Zapewnił też, ze potencjał nuklearny Iranu został już zniszczony.
Autor: Wojciech Łobodziński (PAP)
wal/ jpn/ kgr/